Work life balance Project Managera
Równowaga a Potrzeby Osobiste
Moje spaczenie project managementowe nakazuje mi zacząć od początku, czyli od wymagań😉 Z potrzebami w kwestii work-life balance jest różnie. Sama miałam okres, w którym granica między pracą a życiem prywatnym była cienka. Byłam singlem, bez zobowiązań rodzinnych. Bardzo dużo pracowałam, ale też po godzinach pracy wiodłam intensywne życie towarzyskie. Praca nie ograniczała się do pracy na etacie jako PM. Dodatkowo, aktywnie działałam w PMI jako członek Dyrekcji Oddziału Gdańskiego, zarządzałam projektem wolontariackim, uczestniczyłam w studiach doktoranckich oaz robiłam podyplomówkę. Do tego dodajcie, że imprezowałam na całego. Weekend zaczynał się w piątek wieczorem i nie wiadomo kiedy robił się poniedziałek rano. Często spędzałam go w gronie znajomych z pracy. W tygodniu obowiązkowy był poranny jogging i odwiedziny w klubie fitness. Sporo też podróżowałam w tym okresie. Miesiąc bez szaleństwa zakupowego w jednej z europejskich stolic był miesiącem straconym. Znajomi, koledzy z pracy mówili, że jestem chodzącym ADHD, wulkanem energii. Piszę to i sama nie wiem w jaki sposób zmieściłam to wszystko w dobie. Tymbardziej, że żadnej z tych rzeczy nie wykonywałam na przysłowiowe „pół-gwizdka”. Bynajmniej tak wtedy mi się wydawało. Dla wielu osób nigdy nie przestawałam pracować. Ja natomiast byłam szczęśliwa. Czułam, że żyję. Taka dysproporcja praca-życie prywatne ze stanowczym naciskiem na praca była na tym etapie mojego życia naturalna. Potrzebna.
To co było dobre dla nas wczoraj, niekoniecznie zadawala nas dzisiaj
Upadek, czyli Równowagi Brak
Z perspektywy czasu widzę, że jeden aspekt poważnie zaniedbałam i przyznaję z bólem serca, że była to moja rodzina. Relacje, które wtedy budowałam też raczej nie należały do najtrwalszych i najwartościowszych, które udało mi się w życiu zbudować. Gdy tylko zmieniłam pracę, szybko okazało się jak obszerna jest czaso-przestrzeń bez tych wszystkich ludzi dookoła mnie. Zmiana pracy wiązała się z miejscem zamieszkania. Przeniosłam się do Warszawy, nadal dużo pracowałam. Nowa praca pochłaniała mnie w 100%. Jednak po pracy zaczęłam zwalniać. Przypomniałam sobie jak cudownie jest obudzić się w sobotę rano wyspaną i mieć przed sobą cały wolny dzień. Podobnie w niedzielę. Jak pięknie było wyjechać na weekend w góry. Porozmawiać z najbliższą rodziną. Nareszcie przeczytać książkę. Zacząć pisać pamiętnik. Do mojego życia zaczęło wkradać się więcej niematerialnych wartości. Zakupy przestały sprawiać tyle przyjemności. Moment przełomowy, to ten w którym przestałam być singlem. Praca zaczęła być coraz większym problemem. Przyzwyczaiłam siebie i wszystkich dookoła, że spędzę w pracy tyle czasu ile potrzeba. Że praca w piątek do 23 jest w moim przypadku jak najbardziej możliwa. Że w tygodniu Erdmańska bez problemu wychodzi z pracy o 2 w nocy jeśli jest taka potrzeba. Jednak gdy okazało się, że ktoś na mnie czeka i zależy mi na tym by wyjść o 17, nie jest to takie łatwe. Co więcej, koledzy, szef szybko przyzwyczaili się, że wychodzę. Ale największy problem miałam z tym ja sama!!! Opuszczając pracę o 17 czułam się winna. Czułam się jak leń, który tego dnia w ogóle nie pracował. Według mojego standardu nie byłam zmęczona pracą. Nie czułam się „spracowana”. Wykonałam jedynie połowę tego co zazwyczaj. To było straszne uczucie. Po racy nie mogłam wyłączyć myślenia o pracy. Przestawić się na tryb człowieka z normalnymi proporcjami życie prywatne-praca, stało się ogromnym wyzwaniem. Co więcej, zaczęłam czuć dokuczliwe wypalenie. Lata intensywnego życia dały o sobie znać. Nagle każdy dzień w pracy wymagał ode mnie wysiłku by się zmotywować. Zrezygnowałam z dodatkowych zajęć by mieć więcej czasu prywatnego. Jednak strasznie to przeżywałam. Wydawało mi się, że wszystkich zawiodłam. Że w świecie zawodowym nawalam na całej linii. Bo jak inaczej może myśleć ktoś, kto wcześniej pracował trzy razy więcej i angażował się w kilka inicjatyw na raz? A więc nastąpiło ostre wyhamowanie. Właściwie powinnam napisać wyjałowienie. Trzeba było się ratować. Zmieniłam pracę. Pomogło, ale tylko w pewnym stopniu.
Nowe Potrzeby = Nowa Równowaga
Dopiero macierzyństwo przyniosło ulgę i ukoiło wypalenie. Pracować skończyłam w ósmym miesiącu ciąży. Po pierwsze, organizm nie zniósł więcej. Po drugie, w szkole rodzenia byłam najbardziej zaawansowaną ciężarówką i jednocześnie jedyną, która jeszcze pracuje. To dało mi do myślenia. Kolejny miesiąc przyzwyczajałam się do tego, że nie dzwoni telefon, że nie odbieram codziennie 100 maili, że nikt mnie nie potrzebuje, o nic nie pyta, nigdzie się nie spieszę, że mam czas by zjeść obiad i przeczytać książkę. Połykałam książki. Wcześniej, przy tak ogromnym zabieganiu, skupienie się nad kartką tekstu było nieosiągalne. Nagle znalazł się czas na regularne rozmowy z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi. Z trwogą przypominałam sobie sytuacje, w których dzwonili do mnie a ja biegnąc na kolejne spotkanie w ogóle nie odbierałam, o oddzwanianiu nie wspominając. Wcześniej ciągle musiało się coś dziać. Wszystko musiało mieć konkretny cel i sens. Teraz? Teraz piękne były liście na drzewach, ptaki w parku. Teraz zaczęłam rozpoznawać sąsiadów i poznawać ich bliżej. Zaczęłam smakować życia, nie poprzez jego intensywność, ale poprzez jego sens, poprzez jego barwy, smaki i zapachy, poprzez cudowność natury. Tak! Brzmi pompatycznie, ale właśnie tak zarysowała się w moim wnętrzu ta zmiana.
Jedna rzecz długo się nie zmieniała – poczucie winy. Poczucie winy, że zawiodłam… siebie, współpracowników, ludzi, którzy na mnie liczyli i do tej pory mnie podziwiali. Na szczęście i z tym się uporałam… po długim czasie.
Teraz jestem pełna energii, nowych pomysłów i postanowień, które wynikają z moich doświadczeń. Czy żyłam za szybko? Tak! Żyłam potwornie szybko, bez czasu na głębsze refleksje. Czy tego żałuję? Nigdy w życiu! To był cudowny, beztroski czas. Bardzo chciałabym, żeby taki czas się jeszcze powtórzył… na chwilę.
Czy teraz jest mi źle? Nie🙂 Teraz jest cudownie. Teraz dotknęłam głębszego sensu swojego życia. Teraz jest satysfakcja i samorealizacja w pełnym zakresie. Na tempo też nie mogę narzekać.
A jaki jest mój obecny work-life balance? Odwrócony do góry nogami w porównaniu do tego poprzedniego. Teraz tempo narzuca moja rodzina. Ona jest najważniejsza. Ale to nie oznacza, że zostałam mamą w pełnym wymiarze godzin i to jest moje jedyne zajęcie. Tak, w pewnym sensie będę nią do końca życia w każdej jego chwili, niezależnie od czynności, które będę aktualnie wykonywać. Jednak życie nauczyło mnie, że najgorsze dla mnie to zabrnąć pod krawędź którejś ze skrajności. Więc aktualnie opiekuję się moim dzieckiem i ta czynność zajmuje mi najwięcej czasu. Dodatkowo, pracuję nad doktoratem, piszę bloga, występuję na konferencjach, prowadzę Strefę PMa na Facebooku, szkolę z zarządzania projektami. Tego czasu na „dodatkowo” zostaje niewiele. Także tempo jest nadal spore. Nie ukrywam, że tęskno mi do zarządzania projektem. Ale wiem, że to jeszcze nie czas. Gdybym wróciła do PMowania, to już na całego. Praca PMa to tak naprawdę bardzo nienormowane godziny pracy, elastyczność i bycie dostępnym czasami 12 godzin dziennie. Na razie nie mogę sobie na to pozwolić. Na razie są inne priorytety. Ale nic nie robić w zakresie rozwoju zawodowego? Porzucić kochane zarządzanie projektami? Nie, tego też bym nie chciała. Wydaje mi się, że znalazłam złoty środek.
„Przepis” na Równowagę
Jednocześnie coraz mocniej uderza we mnie świadomość, że serce już zawsze będzie rozdarte między córcią, która z tęskną miną i łzami w oczach stoi w drzwiach a małą zadrą, żalem i tęsknotą za adrenaliną, za daniem z siebie 200% po to by osiągnąć pozornie niemożliwe i poczuć ten smak spektakularnego sukcesu. Pewnie, można spotkać się gdzieś pośrodku, ale nie da się mieć jednego i drugiego w stopniu maksymalnym.
Są matki, które twierdzą, że jestem wynaturzeniem, bo nie opiekuję się swoim dzieckiem sama przez 100% czasu mimo, że mam takie możliwości. Są kobiety, które twierdzą, że popełniam straszny błąd nie wracając jeszcze do pracy. I wiecie co? Tak już będzie zawsze! Dlatego pisząc o work-life balance, nie udzielam Wam konkretnych wskazówek, nie piszę jak żyć. To Wasze życie, Wasze priorytety i Wasze wartości. Żonglujcie nimi tak, by żyć w zgodzie ze sobą i być szczęśliwym.